Przejdź do głównej treści strony
Invest in Lubań
03-02-2014

Radosna, życzliwa i rodzinna atmosfera towarzyszyła spotkaniu w dniu 31 stycznia br. w Urzędzie Miasta Lubań. Na zaproszenie Burmistrza Miasta Arkadiusza Słowińskiego przybyli emeryci – byli pracownicy magistratu.


Spotkanie zapoczątkowało przemówienie Burmistrza, pełne ciepłych słów pod adresem przybyłych gości. Spotkanie przy słodkim poczęstunku stało się okazją do wymiany poglądów, wspomnień i refleksji o minionym czasie.

 

Zebrani goście otrzymali pamiątkowe książki z dedykacjami Burmistrza.


Na zakończenie Burmistrz złożył gościom podziękowania i życzenia zdrowia i radości na zasłużonej emeryturze.
Takie spotkanie to okazja do wspomnień, mających wartość nie tylko uczuciową - wśród emerytów znajdują się pionierzy, z którymi kontakt nazwać można czytaniem "żywej książki".  Poniżej prezentujemy Państwu fragmenty wspomnień Romualda Filipowicza, ur. 6 lutego 1926 r. w Warszawie, który osiadł w Lubaniu we wrześniu 1945 roku i pracował w Starostwie Powiatowym i Urzędzie Miasta do 1982 roku, spisane w styczniu 1998 r. a przekazane burmistrzowi Lubania w styczniu br. wraz z odpowiedzią na życzenia świąteczne.

  Z WARSZAWY…
Urodziłem się 6 lutego 1926 r. w Warszawie, syn Dominika i matki z domu Laskowska. Ojciec mój był zawodowym wojskowym. W 1159 r. był w niewoli rosyjskiej, a następnie w armii polskiej na zachodzie. Walczył m.in. pod Monte Casino, powrócił do Polski w 1947 r.
Mieszkaliśmy w Warszawie na Żoliborzu przy ul. Dymińskiej 10 w blokach wojskowych - 150 m. od cytadeli Bramy Żoliborskiej.
Szkołę podstawową nr 68 ukończyłem w czerwcu 1939 r. W czasie okupacji niemieckiej pracowałem i uczyłem się. Uczęszczałem do Męskiego Gimnazjum Kupieckiego prowadzonego w czasie okupacji pod przykrywką dwuletniej II Męskiej Szkoły Handlowej przy ul. Pankiewicza 5, na co mam dokumenty. Pracowałem m.in. jako goniec w Hurtowni Materiałów Piśmiennych Pana Franciszka Wadowskiego przy ul. Zielnej 11, gdzie działała komórka konspiracyjna AK. Byłem przesłuchiwany przez gestapo w Alei Szucha.
1 sierpnia 1944 r. o godzinie 17-tej, z chwilą wybuchu powstania warszawskiego, z naszego budynku przy ul. Dymińskiej oddział powstańców AK "Dzieci Warszawy" 21 pułku piechoty atakował bramę Żoliborską, na budynku znajduje się tablica pamiątkowa. Byłem współuczestnikiem tej bitwy. Niemcy odbili nasz budynek, wzięli wielu z nas do lochów cytadeli, a następnie przez Pruszków zostaliśmy wywiezieni do obozu koncentracyjnego Mauthausen w Austrii. Było to już w pierwszej połowie sierpnia 1944 r. Posiadam zdjęcie z numerem rejestracyjnym 5328 wykonane w czasie rejestracji na terenie obozu. Zdjęcie to wykorzystane było później do karty pracy. Ubrany w odzież obozową skierowany zostałem do baraków obozowych. Numeru obozowego nie miałem. Po około 2 tygodniach skierowano mnie m.in. na przymusowe roboty do miejscowości Frankenmarkt k. Salzburga, gdzie przebywałem do zakończenia wojny. Mam pismo i kartę meldunkową, że do Frankenmarkt przybyłem z obozu Mauthausen.
Do Polski – Warszawy – powróciłem pierwszym zorganizowanym transportem w sierpniu 1945 r. Nasze mieszkanie było już zajęte. Zamieszkaliśmy razem z siostrą i mamą na strychu naszego domu.

… DO LUBANIA
We wrześniu 1945 r. mój kolega z naszego domu, Leszek Wrześniewski, którego ojciec był już w Lubaniu, zaprosił mnie, bym go odwiedził. Po długiej i męczącej podróży, z kilkoma przesiadkami, przejściu przez most kolejowy w Bolesławcu, przesiadce na podstawiony pociąg do Węglińca dotarłem do Lubania. Zamieszkałem u kolegi przy ul. Zgorzeleckiej 12. Lubań, a zwłaszcza centrum, był bardzo zniszczony przez działania wojenne. Przyczyną, jak się później dowiedziałem, było kilkakrotne przechodzenie miasta z rąk do rąk, by wreszcie 9 maja 1945 r. zostało zdobyte. Miasto przedstawiało żałosny wygląd. Zniszczone były na skutek spalenia lub zbombardowania: stacja kolejowa, ratusz, poczta, szkoły, budynki mieszkalne, zakłady pracy i cały szereg innych obiektów. Jeszcze we wrześniu 1945 r. na ulicach stały zniszczone czołgi, zapory przeciwczołgowe, barykady, wszędzie widniały niemieckie napisy. Wjeżdżając do Lubania pociągiem, po raz pierwszy od strony Węglińca, ujrzałem na dachu oddziału LZPB przy ul. Przemysłowej olbrzymią reklamę. Był to globus ziemski wokół równika opasany chusteczkami do nosa. Towarzyszył mu napis - oczywiście w języku niemieckim "Lubań obciera nos całemu światu”. Reklama ta rzeczywiście odzwierciedlała sytuację ówczesnego Lubania, a zwłaszcza jego przemysł bawełniany. Lubań i jego okolice charakteryzowały dziesiątki drobnych warsztatów i zakładów tkackich. Sądzę że do dzisiaj dzięki LZPB Lubań zachował charakter zagłębia bawełnianego. Do podjęcia pracy zachęcił mnie ojciec mojego kolegi, Pan Jan Wrześniewski, który pracował już w Urzędzie Pełnomocnika Rządu na obwód XXXIII Lubań a od X/45 w Starostwie Powiatowym. Podjąłem taką decyzję i wówczas nie przypuszczałem, że zostanę na stałe. Zarejestrowano mnie w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym, który mieścił się przy ul. H. Pobożnego 4. Dokonałem zameldowania w Urzędzie Miejskim mieszczącym: się przy Pl.-1go Maja. Mam do dzisiaj w swoich aktach - można powiedzieć, że już po 50 latach, historyczny dokument - zaświadczenie zameldowania wypisane przez niemieckiego urzędnika w polskim urzędzie z pieczątką niemiecką "Bürgermeister Ortspolizeibehörde 1 Oktober 1945 Lauban Schlesien”. (…)

PIONIERSKIE POCZĄTKI ADMINISTRACJI
(…) Pracę podjąłem w Starostwie Powiatowym w Lubaniu jako referendarz przy lekarzu powiatowym. Obowiązki lekarza powiatowego pełnił wówczas dr Stefan Wang. Jest ciekawostką, że od czerwca do września 1945 r. siedzibą władz wojewódzkich była Legnica. Miasto Lubań wchodziło wtedy w skład tego województwa. Urzędników polskich było wówczas niewielu. Pamiętam jak w b. starostwie w hali maszyn do pisania pisma pisane przez urzędników polskich przepisywane były przez niemieckie maszynistki, pracujące metodą bezwzrokową. Szpital powiatowy zajęty był przez wojsko. Na terenie powiatu nie było ośrodków zdrowia, brakowało lekarzy. Podstawowym zadaniem nielicznego personelu służby zdrowia było zwalczanie chorób zakaźnych i chorób wenerycznych. Prowadzono szczepienia ochronne. Starostwo powiatowe zabezpieczało pracownikom całodzienne wyżywienie w stołówce, która mieściła się na ul. Mickiewicza w obecnym przedszkolu. Wynagrodzenie za pracę było symboliczne. Tworzenie się polskiej administracji to okres b. trudny. Nie było żadnego transportu zmechanizowanego. Na terenie gmin urzędnicy jeździli podwodami a później rowerami. Korespondencję, z uwagi na brak papieru, prowadziło się na odwrocie poniemieckich afiszy, czy różnego rodzaju druków. Pracując już, w dniu 10 października, podjąłem naukę w Gimnazjum Ogólnokształcącym, które mieściło się przy PI. Lompy. (…) Okres tworzenia się władzy terenowej w powiecie lubańskim to okres wielkiego patriotyzmu, odwagi osobistej, wręcz entuzjazmu. Urzędnicy tamtych lat dobrze reprezentowali naszą Ojczyznę. Ci którzy tworzą terenową władzę byli w tym czasie i później niezwykle zaabsorbowani ciężką codzienną pracą w służbie społeczeństwa. Nowa tworząca się władza i administracja terenowa odegrała wielką historyczną rolę, pracując w niezwykle trudnych warunkach. Zbiegły się w tym czasie trudności gospodarcze - usuwanie zniszczeń wojennych, walki z bandami. W tej atmosferze tworzenie się nowej administracji terenowej wymagało ogromnej pracy.

ŁCR 

Nasza witryna wykorzystuje pliki cookies, m.in. w celach statystycznych. Jeżeli nie chcesz, by były one zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Więcej na ten temat...